Dokocenie prawie nigdy nie jest procesem łatwym. Oczywiście niekiedy przebiega gładko i bez zakłóceń, częściej jednak należy uzbroić się w cierpliwość i przygotować na różne problemy. Wszystkich myślących o przyjęciu pod dach drugiego bądź kolejnego kota, proszę o zapoznanie się PRZED podjęciem decyzji z tym właśnie wątkiem i z artykułami, do których podaję linki poniżej. Człowiek dobrze przygotowany zawsze zwiększa swoje szanse na sukces.
Drugi (kolejny) kot w domu
Dom przyjazny dla kota
Dokocenie
Re: Dokocenie
Zafiro, bardzo dziękuję za opisanie historii. Zawsze martwią mnie hurra-postawy co do dokocenia, bo nie zawsze musi ono wyjść kotom na dobre, i postrzegana jestem jako czarnowidz, gdy proszę o zastanowienie i przygotowanie się na ten nie najlepszy scenariusz.Zafira pisze:Musiałam podjąć tę decyzję. W sumie nie było trudno ją podjąć, co nie zmienia faktu, że czuję się przegrana.
Nie wszyscy musza pamiętać więc przypomnę, że moja kociarnia składała się z dwóch kotów: wcześniejszej rezydentki- czteroletniej teraz Nuty „rasy” europejskiej , a od lipca ubiegłego roku- brytyjki Domii. Na przybycie drugiej kotki Nuta zareagowała żle. Nie było bijatyk ani krew się nie lała. Domia zachowywał należny dystans i nie pchała się do syczącego czarnego wroga. Dom duży, jedzenia pod dostatkiem, chętnych do głaskania- również. Niestety Nuta się z tym nie umiała pogodzić. Kiedy po okresie wzmożonej nerwowości zapadł względny spokój- uznaliśmy, że najgorsze minęło. Niestety spokój związany był raczej z kocią depresja Nuty, której efektem były jej choroby. Piszę o liczbie mnogiej, bo ostatnie miesiące spędziliśmy w lecznicy , a kotka w domowej izolatce. Obok kociego trądziku zapadła na anoreksję ( odmówiła jedzenia całkiem), była karmiona kroplówkami. Potem rozległe choroby skóry na skutek spadku odporności i kontaktu ( pewnie w lecznicy) z grzybem. Wyleczyliśmy po miesiącach walki. Dodatkowa walka to o utrzymanie sterylności w domu aby nam się choroba nie rozhulała po innych. Przetrwaliśmy i to. Ale niestety próby zintegrowania Nuty z powrotem w przestrzenia domu okazały się nie do zrealizowania. Chciała pozostać w swoim odosobnieniu, całe dnie przesypiała wtulona ( zakopana) pod kołdrą. Co robić? Stresować kota i na siłę wyciągać i narażać ponownie na choroby?
W ostatnią niedzielę postanowiłam zabrać ją w odwiedziny do moich rodziców. Ona zna ten dom, psa bo mieszkała tam kiedyś w trakcie naszych wakacji, kiedy była kociakiem. Dom równie duży, latem ze swobodnym wyjściem na ogród, okolica spokojna ( w moim dzieciństwie mieszkały tam i zmarły w późnej starości dwie kocice). Wzięłam więc Nutę sądząc, że kocica jak zwykle zaszyje się gdzieś w kącie i przesiedzi ten wieczór, no ale zawsze to jakaś odmiana. Tymczasem było inaczej. Kotka wyskoczyła z transportera, przywitała się przyjaźnie z psem ocierając się o jego zdumiony pysk ( pies owczarek szkocki- więc słusznej budowy). Następnie wytarzała się na dywanie wywalając brzucho a potem przystąpiła do zwiedzania wszystkich pokoi ze szczególnym uwzględnieniem znaczenia mebli ocieraniem pyska. W oczach zapaliły się dwie iskry, wstąpiło w nią życie. Zaczęła nawet biegać i zaczepiać psa do zabawy. Przeskakiwała z kolan na kolana łasząc się i ocierając. Układała się do drzemki na najlepszej podusi na fotelu. Mnie i mężowi oraz córce opadały szczęki na podłogę. Najlepsze nastąpiło na koniec. Kiedy zaczęłam ja pakować do torby transportowej- zrobiła się zła i próbowała mnie ugryźć. Cała drogę powrotną warczała. Po powrocie zaszyła się w swojej norce i zapadła w odrętwienie.
Oczywiście mama zaczęła lamentować, żeby kota zostawić skoro tak się sprawy mają. Rozważaliśmy i przedyskutowaliśmy tę propozycję. I od wczoraj Nuta mieszka w innym domu. To bardzo blisko nas-chodzimy tam regularnie. Córka codziennie. Wiem, że będzie miała dobrze bo rodzice zawsze dbali o swoje koty, psa kochają nad życie i rozpieszczają jak dziecko. Nuta spokojnie przeżyła pierwszą noc, zlokalizowała kuwetę, jadła i piła. Pies postępuje z nią bardzo delikatnie i inteligentnie, nawet usunął się w nocy z miejsca pod drzwiami gdzie zwykle przesypiał drugie pół nocy ( bo pierwsze przesypia w łóżku rodziców), żeby Nuta swobodnie zwiedzała pokoje .Ja będę zaopatrywać ją w sprawdzone dobre karmy, witaminy a także dbać o szczepienia i odrobaczenia.
Cieszę się i trzymam kciuki aby wszystko było już tylko ok. Aby była zdrowa i szczęśliwa.
Jednak czuję smak przegranej……
Po co o tym wszystkim piszę? Bo jeśli chodzi o kocie sprawy mam tutaj swoich powierników, i ukrywanie tego faktu byłoby nieuczciwe. A także dlatego aby dać dowód innym, że nie zawsze dokocenie się udaje.
Od razu też odpowiem, na być może pojawiające się pytanie: czy żałuję, że zdecydowałam się na drugiego kota ? odpowiedź brzmi : NIE !!!!
Kochamy Domię jak nasze dziecko, jest cudowna , słodka i nic nie winna tej sytuacji. Jest kotkiem fantastycznym i wiem, że dołączenie do niej kolejnego małego kota trwałoby ok pół godziny. Taki ma bezkonfliktowy, spokojny charakter. Nuta od początku nie rokowała zbyt dobrze, ale założyliśmy że jakoś będzie i to się zemściło. Jednak są koty, które się nie polubią nigdy.
A może mnie zabrakło doświadczenia ;-(
Ja wiem, że cokolwiek nie napiszę, uczucie porażki pozostanie, ale to naprawdę nie w tych kategoriach trzeba rozpatrywać. Nuta była już bardzo dojrzałą kotką w chwili dokocenia - jeśli kot tak długo przebywał sam, bardzo często dokocenie się nie udaje. Nie chodzi tu o wiek jako taki, tylko o długie przebywanie bez towarzystwa innych kotów. I naprawdę nie ma w tym żadnej Waszej winy.
Bardzo się cieszę, że Nuta została u rodziców - sama mam znajomą, której kot mieszka w szafie, i której nie potrafię przekonać, żeby poszukała jej innego domu. Nuta będzie na pewno kotem szczęśliwym. A kot szczęśliwy to kot zdrowy. Kot żyjący w ciągłym stresie to kot prędzej czy później chory, i to na konkretne, somatyczne schorzenia.
Re: Dokocenie
Dwa razy robiliśmy dokocenie i dwa razy siedziała mi w głowie ta historia.
Dwa razy się udało zrealizować dokocenie w jednym domu.
Koty się chyba lubiły (Lucek i Nori) witały się, ocierały, leżały obok siebie kołami do góry, faktycznie spały obok siebie- Spały nie czuwały. Wiadomo, czasami sobie z kaszlem strzeliły. Lucek mniej się bawił, niż Nori, ale on zawsze mało się bawił. Nauczył ją wielu rzeczy, tylko picia wody z kranu nie dał rady nauczyć.
Nori i Tali to drugie dokocenie, udane, ale zupełnie inne. Wzajemnej mycie ogona, albo uszu. Jak Nori nie przyjdzie na czas do miski, Tali ja wola, i odwrotnie też to działa.. większość czasu zachowują się jak koleżanki na imprezie- ciągle razem.
Ale pierwszy tydzień Tali spędziła w swojej kryjówce. Podejrzewam, że nowe miejsce, hałasy, ale głównie przestrzeń do ogarnięcia. Nori drżącą z ciekawości, by zobaczyć co się chowa w pokoju mgddmptdpmwmwdja niej. Miałam mega nerwy, że się nie uda, chociaż na dźwięk mojego i Lili głosu Tali mruczała i podchodziła do wejścia do kryjówki, czasami nawet z niej wychodziła.
Po tygodniu wyszła tak po prostu i poszły razem z Nori na drzemkę na kanapie. Tylko na obce dźwięki uciekała do nowej kryjówki pod naszym łóżkiem.
Nie wiem, czy chodzi o to, że to ta sama pleć, czy o to, że w różnym wieku, ale mam wrażenie, że Nori i Tali są sobie bliższe, niż Nori i Lucek...
Dwa razy się udało zrealizować dokocenie w jednym domu.
Koty się chyba lubiły (Lucek i Nori) witały się, ocierały, leżały obok siebie kołami do góry, faktycznie spały obok siebie- Spały nie czuwały. Wiadomo, czasami sobie z kaszlem strzeliły. Lucek mniej się bawił, niż Nori, ale on zawsze mało się bawił. Nauczył ją wielu rzeczy, tylko picia wody z kranu nie dał rady nauczyć.
Nori i Tali to drugie dokocenie, udane, ale zupełnie inne. Wzajemnej mycie ogona, albo uszu. Jak Nori nie przyjdzie na czas do miski, Tali ja wola, i odwrotnie też to działa.. większość czasu zachowują się jak koleżanki na imprezie- ciągle razem.
Ale pierwszy tydzień Tali spędziła w swojej kryjówce. Podejrzewam, że nowe miejsce, hałasy, ale głównie przestrzeń do ogarnięcia. Nori drżącą z ciekawości, by zobaczyć co się chowa w pokoju mgddmptdpmwmwdja niej. Miałam mega nerwy, że się nie uda, chociaż na dźwięk mojego i Lili głosu Tali mruczała i podchodziła do wejścia do kryjówki, czasami nawet z niej wychodziła.
Po tygodniu wyszła tak po prostu i poszły razem z Nori na drzemkę na kanapie. Tylko na obce dźwięki uciekała do nowej kryjówki pod naszym łóżkiem.
Nie wiem, czy chodzi o to, że to ta sama pleć, czy o to, że w różnym wieku, ale mam wrażenie, że Nori i Tali są sobie bliższe, niż Nori i Lucek...
Re: Dokocenie
Wydaje mi się, że to kwestia raczej wieku i temperamentu, niż płci. Eris i Merlin to była para mieszana z różnicą wieku ok. 6 lat, ich relację nazwałabym ostrożną tolerancją, a i to po pewnym czasie - na początku ostrożności było o wiele więcej, niż tolerancji. Merlin i Morgana to para mieszana z różnicą niecałego roku i te dzieciaki błyskawicznie stworzyły regularny gang
Żałuję, że wczoraj nie zdążyłam z telefonem, bo dobry kwadrans bawiły się pięknie ze sobą nawzajem - w ganianki, ale takie bez kontaktu, gdzie goniący biegnie trzy metry i podskakuje na koniec w stylu "no, ale cię pogoniłem", a goniony po chwili wraca i role się odwracają, sama radość było patrzeć na nich
Żałuję, że wczoraj nie zdążyłam z telefonem, bo dobry kwadrans bawiły się pięknie ze sobą nawzajem - w ganianki, ale takie bez kontaktu, gdzie goniący biegnie trzy metry i podskakuje na koniec w stylu "no, ale cię pogoniłem", a goniony po chwili wraca i role się odwracają, sama radość było patrzeć na nich
❤ Eris na zawsze z nami ❤ Merlin 21.05.2019 ❤ Morgana 19.04.2020 ❤
M&M na Instagramie
Moja psychodeliczna kociobiżuteria
M&M na Instagramie
Moja psychodeliczna kociobiżuteria
Re: Dokocenie
Mam doświadczenia tylko facetowe: Gdy wchodził do domu Salek miał 3,5 miesiąca, Tudek był rok starszy. W zasadzie bawiły się już przez kratkę w kennelu (kennel stał w naszej sypialni i był do połowy zakryty). Potem Tudek raz czy dwa razy Salka pogonił ale to było raczej przegonienie. Gdy przyszli bracia mniejsi znów był kolejny rok różnicy. Ich była dwóch, więc uwaga starszych się rozkładała na 2. Ponadto Salek się naprawdę cieszył z zabaw z nimi. Z Napkiem nie wyszło - mimo, że był chyba najmłodszy, to jednak już z doświadczeniem kota w świecie zewnętrznym. Iskrzyło, bo one broniły terenu, a on też tego w którym miał kwarantannę. Salek miał na niego kosę, a Napcio przenosił to na Mieszka. W nowym domu była dziewczynka - równolatka. Po ok tygodniu, może dwóch jest absolutna akceptacja i trwa już ponad pół roku. W moim odczuciu to tak jak z ludźmi - polubisz od razu albo coś nie gra… Znam też dwa przykłady, gdy to kot rezydent niejako wymuszał na opiekunce, by kolega który miał być tylko na tymczasie został na stałe. W jednym przypadku zaadoptował dwa kociaki z ulicy i z nimi spał, w drugim młody 2 letni rezydent dosłownie wyciągnął z zamkniętego pokoju 9 letniego tymczasa, i niejako wprowadził do stadnej piątki. Fakt, że koty wchodzące były w obu przypadkach spokojne i koncyliacyjne.
Re: Dokocenie
Ja obstawiam głównie wiek. Obawiałam się, że drugi raz będzie trudniejszy, bo Nori nie jest takim flegmatykiem, jak Lucek był...
A jednak ewidentnie są sobie bliższe. Tali jest bardzo delikatnym kotkiem, Nori jest bardziej hmm właściwie mniej cierpliwa chyba, ale to nadal nieodpowiednie słowo. Coś jak porównanie chodu ktoś płynie, ktoś inny tupie. Nori tupie
Czułe Są tak samo, lubią się przytulać, Nori lubi,gdy się ją głaszcze, Tali woli, by wyciągnąć do niej rękę i sama się o nią głaszcze.
Jak jestem w domu chodzą za mną jak cienie i wołają się nawzajem, by za mną iść.
A jednak ewidentnie są sobie bliższe. Tali jest bardzo delikatnym kotkiem, Nori jest bardziej hmm właściwie mniej cierpliwa chyba, ale to nadal nieodpowiednie słowo. Coś jak porównanie chodu ktoś płynie, ktoś inny tupie. Nori tupie
Czułe Są tak samo, lubią się przytulać, Nori lubi,gdy się ją głaszcze, Tali woli, by wyciągnąć do niej rękę i sama się o nią głaszcze.
Jak jestem w domu chodzą za mną jak cienie i wołają się nawzajem, by za mną iść.